Miłość w kasztanie zaklęta to opowieść o miłości kobiecej i słabościach
zwykłego człowieka. O podejmowaniu trudnych decyzji i umiłowaniu życia.
To książka o dostrzeganiu niedostrzegalnego.
Marta, samotna trzydziestoparoletnia nauczycielka, ma przyjaciół, plany i
marzenia, ale nie ma nikogo bliskiego, z kim mogłaby się nimi dzielić.
Przedwczesna śmierć rodziców, a potem odejście ukochanej babci
pozostawiły w niej głęboki ślad oraz poczucie ulotności i kruchości
ludzkiego życia. Marta wie jednak, że wszystko ma swój czas, i dlatego
czeka na księcia z bajki.
Autor: Monika A. Oleksa
Wydawnictwo: Zysk i S-KA
Wydano: marzec 2011
stron: 344
Oprawa: miękka
To będzie inny wpis niż zazwyczaj...
Przeważnie gdy kończę czytać książkę w głowie już kręcą się słowa, które chce przelać na blogspota. Lubię się dzielić swoją opinią z innymi czytającymi osobami, tak właśnie powstają moje opinie. najczęściej spontaniczne, nie zawsze do końca przemyślane, ale staram się by były wyważone i by zawierały one moje emocje. Emocje, które zrodziły się podczas lektury.
Wracając do tematu...
Nie zdarzyło mi się nigdy wcześniej, ba! Mnie się to prawie wcale nie zdarza, by przy takim stopniu gadulstwa zabrakło mi słów!
Ale stało się to!
W lipcu do moich rąk trafiła powieść "Miłość w kasztanie zaklęta".
Sama nie wiem czego się po niej spodziewałam?! Polecano mi ją, że koniecznie muszę przeczytać, bo Oleksa ma niezłe pióro.
Nie wiem! Nie znam! Pomyślałam spróbuje. Nawet pokusiłam się o zakup jej książek, bo i dlaczego nie?
Zabrałam się za czytanie...
*przepadłam
* ryczałam...
Ale co niemożliwe, jednak staje się możliwe...
NIE POTRAFIŁAM napisać opinii o tej książce! Dopiero teraz postanowiłam napisać choć kilka słów, bo w sumie warta jest tego, by o niej wspomnieć! Wina Moniki Oleksy, że pisze tak emocjonalnie, tak zaje*****e, że mnie zabrakło słów, że nie umiałam zebrać tych kilku zdań by powstała opinia o "Miłości w kasztanie zaklętej".
Pierwszy raz nie potrafiłam opisać tego co czuję. Powieść mnie pokonała... jeśli tak to można ująć.
TA książka na zawsze zapadła mi w pamięć...
Z pewnością po nią sięgnę nie raz i nie dwa, na pewno będę polecać z całego serca!
Jednego się tylko boję, sięgać po kolejne książki Moniki Oleksy. Boję się, boję się tej emocjonalności i wzruszeń...
Każdy sam musi podjąć decyzję czy zaryzykować czy też nie...
Monice A. Oleksy dziękuję za to, że pisze... tak jak piszę...
cieszę się że zrobiła na Tobie TAKIE wrażenie, mnie też po prostu zachwyciła
OdpowiedzUsuńKasiu, a czytałaś druga książkę Moniki?
UsuńNiestety nie :( szukam po księgarniach i nie mogę dostać.
UsuńA według Ciebie lepsza, czy gorsza, czy po prostu inna?
Kasiu, jeszcze nie wiem, boję się za nią zabrać, ale korci mnie, oj korci ;)
UsuńNatchnęłaś mnie, zdałam sobie sprawę, że powinnam napisać o "Bez przebaczenia" Agnieszki, bo były we mnie takie emocje, o jakich tu napisałaś i z tego powodu przemilczałam tamtą książkę.
OdpowiedzUsuńA poza tym, dawno mnie tu nie było, a u Ciebie tyle zmian, piękny wygląd bloga.
Pozdrawiam.
Miło mi Patrycjo, że postanowiłaś tu zajrzeć ;)
UsuńDziękuję za wszystko, przede wszystkim za miłe słowa ;)
Niestety też tak miałam, i po dość długim czasie stwierdziłam, że nie wolno przemilczeć książki, szczególnie tej o której nie potrafimy napisać - potrafimy, choć chyba inaczej...
Ja chcę ryczeć razem z tobą. Nie znam autorki, ale pokładam wiarę w te emocje.
OdpowiedzUsuńJustynko, polecam z całego serca!
UsuńWow! Ileż tu emocji. Faktycznie, zachęcasz do lektury.
OdpowiedzUsuńAniu - nie dało się inaczej, zwyczajnie nie!
UsuńCzytałam tę książkę jakieś dwa lata temu. I powiem tylko tyle, że w moim życiu miała miejsce bardzo podobna historia. Po przeczytaniu tej książki też zaniemówiłam, bo ona jest zwyczajnie życiem pisana. :-) PS. To zwykły zbieg okoliczności :-)
OdpowiedzUsuńCzasami mamy wrażenie, że Autorzy piszą o nas... często tak jest, może dlatego, że są rewelacyjnymi obserwatorami?
UsuńTo naprawdę rzadko się zdarza,aby książka zrobiła takie wrażenie ...
OdpowiedzUsuńoj tak :)
UsuńHmmm... Czyli trzeba przeczytać. :)
OdpowiedzUsuńDokładnie Aniu ;)
UsuńZnam Monikę z tekstów blogowych, z maili. Z książki jeszcze nie, choć przyznam szczerze, że akurat tą miałam w planie na marzec. Nie wiem jak to zrobić, by wepchnąć ją na pewno w kolejkę czytelniczą. Nie powiem ile razy już gładziłam okładkę... :)
OdpowiedzUsuńTym bardziej właśnie cieszy mnie Twój wpis :D
Koniecznie jak najszybciej.
UsuńKażdą kolejkę można jakoś ominąć ;)
A wierz mi warto ;)
właśnie jestem w trakcie czytania, ale dopiero co zaczęłam więc wstrzymam się jeszcze z opinią :)
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na Twoją opinię ;)
UsuńCałkowicie rozumiem Twoje "rozbicie" po tej książce. U mnie z twórczością Pani Moniki było tak: najpierw natrafiłam na książkę "Ciemna strona miłości" - z czystym sumieniem polecam, doskonale napisana, temat ciekawy i wciągający, pochłonęłam w tempie ekspresowym. Pani Monika jest doskonałą pisarką poprostu.
OdpowiedzUsuńA na "Miłość w kasztanie zaklętą" natrafiłam miesiąc po tym jak przyszło mi pożegnać moją koleżankę Martę, po niespełna rocznej walce z chorobą odeszła pozostawiając synka i trzymiesięczną córeczkę - książka uderzyła we mnie ze zdwojoną siłą i siedzi we mnie mocno i nawet teraz to pisząc nie mogę powstrzymać łez......
Basiu, bardzo mi przykro.
UsuńNiedawno i ode mnie odeszła przyjaciółka bo bardzo długiej chorobie, kobieta zastąpiła mi matkę, a ja jak córka za nią nadal tęsknie, nadal brakuje mi porannej kawy, nadal nie potrafię usunąć numeru z telefonu... Nadal się nie pogodziłam, że Bóg czy
kto tam jest zabrał najwspanialszą kobietę jaką znałam w życiu, że zostawiła kochającego męża i dzieci... mnie...
Może dlatego tak emocjonalnie podchodzimy do takich powieści....
UsuńTytuł zanotowany, bardzo ciekawa pozycja, nie mogę sie jej doczekać.
OdpowiedzUsuń