Nazywam się Izabela Szolc. Jestem pisarzem. Publikowałam też recenzje i felietony. Uczyłam kreatywnego pisania. Pomijając szereg antologii moja bibliografia obejmuje książki: "Siostry"(Smak Słowa, 2012), "Strzeż się psa. Psi kryminał" (Oficynka, 2011), "Martwy punkt" (Nowy Świat, 2010), "Naga" (Amea, 2010), "Cichy zabójca" (Nowy Świat, 2008), "Ciotka Małych Dziewczynek" (Nowy Świat, 2007), "Połowa nocy" (Runa, 2005), "Opętanie" (Solaris, 2004), "Jehannette" (Runa, 2004), "Lęk wysokości" (Zysk i s-ka, 2004), "Hebanowy świat. Powieść o Pianiście Romana Polańskiego" (Fabryka Słów, 2003), "Wszystkiego najlepszego" (Zysk i s-ka, 2003). W tym roku nakładem Prospero Verlag ukazała się niemiecka edycja "Cichego zabójcy", w świetnym przekładzie wspaniałej Barbary Samborskiej. I cieszy mnie to ogromnie, choć przecież mam opinię strasznego mruka. Nawiasem mówiąc- zasłużoną. Ponieważ zawsze taka byłam to jako dziecko wyobrażałam sobie, że dorosłość spędzę w laboratorium, wpatrując się w okular mikroskopu. Tylko ja, wykrochmalony biały fartuch i to co udało mi się wyhodować w próbówce. Los zdecydował jednak inaczej. I teraz muszą się ze mną użerać Czytelnicy, a nie bakterie. Przez wiele lat mieszkałam w dużych miastach. W zeszłym roku przeprowadziłam się na podwarszawską wieś. Dlaczego? Wciąż zastanawiam się nad odpowiedzią. Ale- niestety- żadna z biegający za oknem wiewiórek nic mi nie podpowiada. Niedawno odwiedziła mnie koleżanka, bardzo, bardzo zdolna pisarka Joanna Jagiełło i uświadomiła mi, kiedy tak sączyłyśmy wino na werandzie, że oto z pisarza przerodziłam się w postać literacką. Bo przecież na półkach królują obecnie bestsellerowe książki o kobietach, które porzuciły miejskie życie przeprowadziły się na wieś, a tam znalazły miłość i spokój. Obracam tę diagnozę w ustach: z pisarza w postać literacką? Chyba mogę uznać to nie tylko za osobistą rewolucję, ale i za ewolucje w ogóle.
Abc...Izabeli Szolc
Antologie to gimnastyka szarych komórek z szczyptą rywalizacji.
Blogi to wciąż coś nowego.
Chciałabym jeszcze pisać.
Denerwuje mnie własne zmęczenie.
Erotyk to pułapka.
Fantastyka to młodość.
Gotuję fatalnie.
Hebanowy świat to mroczna pocztówka z przeszłości.
Interesuje mnie mechanizm przetrwania.
Jestem zodiakalną Panną.
Kochać to samoograniczyć się.
Lubię literaturę po której nie mogę zasnąć.
Łódź to punkt na mapie, którego unikam.
Marzeniem moim jest nie mieć marzeń.
Nagrody to coś co bywa.
Opinie blogerów to coś czego szukam w Sieci.
Połowa nocy to wieczność bardzo młodej dziewczyny.
Rodzina coś co podobno- dawno, dawno temu- było.
Spotkania autorskie powód aby przekroczyć drzwi.
Święta nie istnieją w moim kalendarzu.
Trudno mi czasem zamilknąć.
Ulubionym pisarzem jest J.M. Coetzee.
Wegetarianizm to jest moje życie.
Zwierzyniec jest wciąż za mały.
Żyć to...- jeszcze na to nie wpadłam.
Drogi Czytelniku,
Sabina poprosiła mnie, abym na potrzeby "Abc" znalazła i przysłała swoje zdjęcie z dzieciństwa. Wyłonił się problem. Nie należałam do dzieci szczególnie często fotografowanych. Po drugie te zdjęcia, które istnieją są w albumie, w domu mojego dzieciństwa i niestety nie mam do niego dostępu. Szkoda. Szkoda, że to i owo zatrzasnęłam w pułapce swojego umysłu. Tymczasem przypomniałam sobie, że i owszem mam skan jednego portreciku, tyle, ze skan ten jest wklejony w plik typu word. Oczywiście wysyłam go Sabinie, z zapytaniem czy uda się zdjęcie tak kiepskiej jakości umieścić na stronie? Czy się udało? Czytelniku, Ty już to wiesz. Gdyby prezentacja fotografii jednak się nie udała... Muszę przyznać, ze nie patrzyłam na zdjęcie od roku 2003. Otworzyłam plik i przeżyłam szok. To jestem ja??? To znaczy: to byłam ja??? Niby wszystko kojarzę: łaciatego kucyka stojącego przed łódzkim ZOO, na którego grzbiecie portretowano dzieci. Te buciki, które mam na nogach. Były wiśniowe, hiszpańskie i... potwornie niewygodne. Kupione przez mamę na ulicy Kopernika. W obuwniczym na przeciwko "Lecznicy pod Koniem". Dres kupił mi tata, ale, ale nie pamiętam jakiej był barwy. Kokardki zawiązane na warkoczach przez moją babcię- idę o zakład- były bladoniebieskie, albo białe. Babcia tez korzystając z nieuwagi mojej mamy obcięła mi tą okropną grzywkę. Uwierzcie mi- taka grzywka to coś okropnego... Babcia i mama ciągle się o nią sprzeczały. Tak czy siak zakrywała potężny krwiak na czole od kleszczy porodowych. Dziś plama na skórze zbladła i są pudry, ale kiedy byłam mała to wyglądałam niczym domorosła Balladyna- po owocowych zbiorach. Patrzę na zdjęcie, piszę do Ciebie Drogi Czytelniku i nie mogę otrząsnąć się z szoku, ze kiedyś byłam takim radosnym dzieckiem. Jeśli na chwile łapię dystans i myślę o dziecku nie jako o sobie z przeszłości, ale o Tej Małej, to wydaje mi się, że Małą otacza jakieś światło! I ten plastikowy pistolecik!
Dziś jestem Sabinie w dwójnasób wdzięczna. Po pierwsze dlatego, że dzięki Niej mam okazję nawiązać kontakt z Czytelnikiem. Po drugie, że za Jej przyczyną znalazłam to zdjęcie. Przyrzekam samej sobie znaleźć choć trochę radości takiej jak tamta sprzed lat. I pomyśleć, że Ta Mała tak się cieszy, skoro buty ja uciskają... Uśmiecha się i do mamy i taty i babci, którzy na nią patrzą. Bardzo, bardzo żałuje, że ojca i babci nie ma już w moim świecie. Żałuję jeszcze bardziej, kiedy pojawia się każda nowa książka. Chciałabym powiedzieć: hej, spójrzcie! Hej, staram się dla Was!
Drogi Czytelniku, wciąż staram się okiełznać prywatne smutki i traumy, ale kiedy nowa książka wychodzi z drukarni i wysyłam ją w świat, możliwe, że w Twoje ręce, to towarzyszy temu mój zawstydzony komunikat: hej, spójrz! Starałam się dla Ciebie!
Z życzeniami wszelkiej pomyślności. Izabela Szolc
Pani Izo dziękuję bardzo, bardzo!
Cieszę się ogromnie, że mogłam gościć tak znakomitą pisarkę na własnym blogu.
Mam nadzieję, że pierwszy, ale nie ostatni raz :)
Pozdrawiam wszystkich zaglądających :)