piątek, 22 lutego 2013

A jednak pokusilam się...

Dostałam sympatycznego maila. Ok. Miło się rozmawia o książkach, nawet jeśli nasze opinie różnią się, bardzo się różnią- tak uściślając.
Ale to, że mamy odmienne zdania nie oznacza, że mamy rzucać się sobie do oczu, gryźć, czy cholera wie co jeszcze. Stawiam na kulturalną wymianę zdań, słucham argumentów, a raczej czytam, odpieram bądź nie...
Lubię podyskutować, lubię czytać, bądź słuchać innych. 
Wracając do meritum.
Generalnie poszło o książkę pewnej kontrowersyjnej osoby, mianowicie mowa tu o Ilonie Felicjańskiej i jej debiutanckiej książce - "Wszystkie odcienie czerni".
Książkę przeczytałam, oceniłam i opisałam...
Nie wzięłam jednak pod uwagę pewnej sprawy...choć z znacznym stopniu pisałam też o tym w opinii - dla przypomnienia jest TUTAJ.
Mój rozmówca zadał mi niezłe pytanie: ekranizujemy powieść Ilony Felicjańskiej. Widz idzie do kina, i co ogląda...

Właśnie?
Co ogląda? Moim skromniutkim zdaniem seks, seks, seks z maleńkim tłem jakiegoś niby thrillera.
Niezaprzeczalnym faktem jest to, że po 10 minutach miałabym chyba dość... Bo ileż można????
Książkę doczytałam, choć uważam ją za słabą, a film?
Zazwyczaj ekranizacje są dużo gorsze od książek, co z TYM erotykiem...
Czy nadal byłby to erotyk, czy raczej już rażący w oczy pornos?

Co sądzicie?
Mój rozmówca stwierdził, że jest to zaczepne pytanie, nie zgodzę się z nim, uważam, że jest to bardzo dobre pytanie...
Jestem ciekawa Waszych odpowiedzi. Co sądzicie?


13 komentarzy:

  1. Większość ekranizacji powieści erotycznych byłoby filmami pornograficznymi. Film nie przekaże tego co książka. W powieści mamy opisane uczucia bohaterów, w filmie widzielibyśmy jedynie parę uprawiającą seks. Nie wiem, czy można zrobić dobrą ekranizację takiego rodzaju literatury. No, chyba że książka skupiałaby się na akcji, a nie na scenach erotycznych - z doświadczenia wiem jednak, że to zdarza się niezmiernie rzadko, a fabuła nieraz bywa jedynie pretekstem do ukazania dużej ilości scen łóżkowych.

    OdpowiedzUsuń
  2. Według mnie, książek erotycznych nie powinno się przenosić na ekrany kinowe, jeżeli nie chce się z nich zrobić typowego pornola. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wydaje mi się, że ekranizacja takiej książki nie jest najlepszym pomysłem. Co innego, gdyby erotyka była dodatkiem do sensacji, a nie na odwrót. I to tez nie przesadzałabym z "wiernością szczegółów".
    Zastanawiam się w ogóle nad sensem takich publikacji, bo w przypadku I. F. to typowa celebrycka zagrywka, próba zaistnienia dla samego zaistnienia.A płyty to ta pani nie nagrała? Może jeszcze obraz namaluje..albo w jury talent show zasiądzie... Kto to w ogóle jest...Ale halo wielkie!
    Natomiast jeśli erotyka pełni jakieś funkcje w powieści, jest jednym z elementów składających się na świat bohaterów, to już inna sprawa.
    Niech będzie, o ile coś wnosi, po coś jest, a nie tak "sztuka dla sztuki".

    OdpowiedzUsuń
  4. Książki Felicjańskiej nie czytałam, więc trudno zabrać mi głos. Zresztą raczej nie zamierzam jej czytać. Dla mnie erotyka dla samej erotyki chyba jest bez sensu, no chyba, że ktoś otwarcie nazwie tekst pornosem. Ale z drugiej strony, czy wszystkie książki należy ekranizować?
    Nie wiem, czy czytałaś książkę Oskara Wilda "Teleny". Ta powieść została ogłoszona jako najbardziej skandalizująca powieść końca XIX wieku (do dziś robi wrażenie). Też dużo seksu, ale jakże napisane! Uwielbiam Wilda.Ale też sobie nie wyobrażam ekranizacji tej powieści.
    I jeszcze tak nawiasem mówiąc, chamskie odzywki wobec blogerów (i nie tylko) są straszne, nie wiem, czy to internet tak na ludzi działa, że muszą sobie czasami odbić. Pisałam kiedyś taki tekst "Moc słowa" (na moim blogu) o nadinterpretacji.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja myślę, że ekranizacja wypadłaby znacznie lepiej od samej książki, ponieważ czytając ,,Wszystkie odcienie czerni'' wydaje nam się, ze figuruje tutaj sam seks a w rzeczywistości jest całkiem inaczej i mam taką nadzieję, że na szklanym ekranie pokazaliby zupełnie inny obraz tej historii, ale to jest tylko takie moje zdanie na ten temat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm
      To chyba czytałyśmy inne książki.
      Albo gdyby zaczęli ekranizować od ostatnich 100 stron?

      Usuń
    2. I to jest w tym wszystkim najfajniejsze, że każdy z nas całkiem inaczej odbiera daną powieść. Nie wiem od czego to zależy, ale od dawna mnie ta rzecz nurtuje. :-)
      Faktycznie ostatnie 100 stron jest dość emocjonalne w wydarzenia i na pewno przykułoby uwagę widza.

      Usuń
  6. biblioteka w moim miasteczku zakupiła "Mistrza", myślę, że będzie wesoło z tymi erotykami jeszcze przez długi, długi czas!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem jak najbardziej za ekranizacją i moim zdaniem wszystko zależałoby od ekipy dopracowującej szczegóły. Najłatwiej byłoby z tej książki zrobić prosty erotyk, ale wyzwaniem byłoby pokazać to wszystko ze smakiem. Poza tym ta opowieść to nie tylko seks ....

    OdpowiedzUsuń
  8. Na razie ksiażce nie mówię nie, ale z tak tez się wstrzymuję :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja postanowiłam osobiście sprawdzić to dzieło. choć jestem nastawiona sceptycznie

    OdpowiedzUsuń
  10. Myślę, że poważnym problemem jest odróżnienie pojęcia erotyki od pornografii, oczywiście w kontekście literatury. W moim odczuciu erotyka ma budzić zmysły, budować atmosferę, skupiać się na emocjach i odczuciach ludzi biorących udział w grze w uwodzenie i okazywania pożądania. Ważnymi elementami są atmosfera, tło, stopniowanie budzących demonów, które skłaniają ludzi do porzucenia codziennych masek statecznych żon, mężów, dyrektorów czy nauczycielek. Pornografia tak naprawdę nie potrzebuje żadnego z tych elementów. Pornografia skupia na fizyczności, w dodatku dosadnie i bez potrzeby silenia się na głębokie metafory.
    Jeżeli ktokolwiek zgodzi się moim wstępem, raczej zgodzi się także, że pani Ilona popełniła książkę pornograficzną a nie erotyczną.
    Kilka pytań chodzi mi po głowie. Wyobraźcie sobie, że dajecie tę książkę mężom, partnerom, kochankom. Jaki obraz i przykład uwodzenia otrzymają? Czy dzięki takim książkom wpadną na pomysł, żeby od samego rana delikatnymi aluzjami kusić was powoli? Czy wpadną na to, by chociaż na jeden wieczór przemeblować pokój ustawiając stół jadalny w jego centrum. Zapalić świece, wyprasować obrus, przygotować się do rozmowy na temat, który was zrelaksuje a do tej pory szeroko przez nich omijany? Czy po takiej książce mężczyzna będzie chciał wam od progu prawić komplementy, zdjąć wam płaszcz, mimo, że od lat tego nie robił? Czy może, pod wpływem takiej książki będzie oczekiwał od was, że oderwiecie się na dwie minuty od obierania ziemniaków, abyście mogły go na szybko 'oporządzić' oralnie? I wrócić do kuchni rzecz jasna ...

    OdpowiedzUsuń
  11. Pan Dominik poruszył ważną kwestię (przynajmniej w moim mniemaniu). Gra wstępna to nie tylko to co się dzieje tuż przed seksem, to coś co musi trwać dużo dłużej. To gesty, spojrzenia, uśmiechy, czułość. Tego brak w tych książkach. Nie miałabym ochoty oglądać ekranizacji, ale być może ja trochę niedzisiejsza jestem i wolę jednak, żeby mąż mi przynosił kwiaty i czekoladki, a nie z miejsca wlókł do sypialni poklepując jak rasową klacz:)

    OdpowiedzUsuń