Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Fryczkowska Anna. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Fryczkowska Anna. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 6 maja 2012

Mam teraz pokaźną kolekcję życiowych maksym!


Mam teraz pokaźną kolekcję życiowych maksym!
Czyli rozwiązanie konkursu z Anną Fryczkowską
Anna Fryczkowska pisze:
Muszę przyznać, że byłam bardzo ciekawa, jakimi sentencjami podzielicie się ze mną w tym konkursie. Bardzo, bardzo za wszystkie dziękuję!  Dostałam i poważne pouczenia, i zabawne gry słów. Trochę twórczości własnej, kilka cytatów – przypomniana została i Wisława Szymborska, i Julian Tuwim, i Adam Asnyk, i nawet... król Władysław Jagiełło. Wiele z tych tekstów to odmienne ujęcia tego samego tematu, widać, że są prawdy, które tkwią głęboko w wielu sercach. Część jest natomiast wzajemnie sprzeczna, co też cieszy: życie ma w końcu tyle barw...
Choćbyśmy uczniami byli
najtępszymi w szkole świata,
nie będziemy repetować
żadnej zimy ani lata
– przytoczyła naszą noblistkę Grażyna. Tak, należy się skupić na teraźniejszości, bo drugiej szansy nie będzie. To wezwanie bardzo mi odpowiada. Padła również propozycja alternatywna, by skupić się na przyszłości, a konkretnie na tym, co po nas zostanie. ...idź przez życie tak, aby ślady Twoich stóp przeżyły Ciebie...  pisze KoDasia. Zgrabne, choć nieco przeraża mnie życie usztywnione myśleniem o ewentualnej własnej nieśmiertelności. Podobny problem mam ze złotą myślą Ann: Żyj tak, aby innym zrobiło się smutno, gdy odejdziesz.
Maksymy ogólnożyciowe zaproponowało mi jeszcze parę osób. Dorota wzywa Żyj i pozwól żyć innym. Fakt, trudno z tym polemizować. Aneta Samulik doprecyzowuje to wezwanie: Żyj i daj żyć innym... we względnym spokoju. Względny spokój. To chyba jest mi bliższe. Maciej Piątkowski proponuje, bym się nie obrażała na swój los: Życie jest jak nieodwzajemniona miłość, która czasem boli, ale zawsze otwiera oczy, kochaj więc je mimo wszystko.
Celinka3645 wyznaje z kolei: Kocham żyć tak jak chcę - zakręcona każdym dniem! Rozpoznaję w tym miks dwóch szlachetnych, wiekowych już zasad: Kochaj i rób co chcesz plus Chwytaj dzień. Autorzy tych sentencji, święty Augustyn i Horacy, pewnie by się ucieszyli, że ich pomysły ciągle żyją.
Bliżej Horacego, ale z lekkim akcentem na moralność znalazła się Jawora: Ciesz się tą chwilą, żyj tak, abyś nie musiała się wstydzić, gdy okaże się ona ostatnią.Podobną myśl wyraziła Elen: Spędzaj każdy dzień, jakby miał być Twoim ostatnim, ale jednocześnie tak, żebyś nie żałował, gdy nadejdzie jutro i nie wstydził się za wczoraj i w tej ostatniej wersji tuningowanego Carpe diem podoba mi się zdecydowanie najbardziej. 
Gdy zabijam czas, czas zabija mnie - napisała (napisał?) Ignam. Przejęło mnie to lekkim poczuciem winy: komu z nas nie zdarza się zabijać czasu? Lubię sobie czasem potrwonić to najcenniejsze z dóbr. Intueri przypomniała mi o ważnej roli marzeń: Śpimy po to, aby śnić, żyjemy po to aby urzeczywistniać sny. Jeśli odczytać słowo „sny” z angielska, jako dreams, czyli sny, ale i marzenia - święta racja. Jeśli jednak odczytać je z polska, to muszę przyznać, że niektórych swoich koszmarów wolałabym jednak nie urzeczywistniać.
Natomiast rozluźnia mnie i napawa optymizmem wezwanie Rysi. Żyj tak, abyś nie miała czasu umrzeć napisała ta miła osoba, w której, spojrzawszy na adres www, szybko domyśliłam się popularnej pisarki Marii Ulatowskiej. To wspaniała maksyma, daje mi też złudzenie nieśmiertelności, co trudno przecenić.
Natomiast o nadchodzącej wielkimi krokami starości przypomina mi, wespół z Julianem Tuwimem, niejaka (niejaki?) Hordubal: Owocu zakazanego nie gryź wstawionymi zębami. Fakt, niektórzy uważają, że na starość należy się ustatkować, ale ponieważ dbam o zęby, więc uważam, że mnie to jeszcze długo nie będzie dotyczyć.
Dostałam też parę wezwań dotyczących szeroko pojętej moralności: Zawsze słuchaj swojego sumienia, a w życiu nie będziesz miał sobie nic do zarzucenia – zaleca Nika 551. Co jednak zrobić, gdy wybiera się między jednym złem a drugim i trudno sprecyzować, które z nich jest mniejsze? Moje sumienie przebiera wówczas bezradnie nogami. Ksiażkowiec natomiast zaleca: Bądź dobry, mimo wszystko. Z akcentem na „mimo wszystko”. Z tej maksymy bije pesymizm: bo dlaczego mimo wszystko? Sabina Shi dodaje jeszcze: Zamiast: „ja, mój, moje” – „Ty, Twój, Twoje”.  Cóż, sama nie wiem. Trudno zajmować się tą drugą osobą i zapominać o sobie. Kochaj bliźniego swego jak siebie samego – zaleca jedna z najpopularniejszych ksiąg świata i proszę zauważyć: należy kochać nie tylko bliźniego, al i siebie samego. A więc nie „zamiast”, ale „również”.
Izusr napisała, żeby się uśmiechnąć, bo Uśmiech kosztuje mniej od elektryczności i daje więcej światła. Fakt, nie da się zaprzeczyć. Gdy człowiek załatwi już sprawy z dentystką, uśmiech ma gratis. Co do światła, nieco bym polemizowała, lubię mieć lampkę nocną, ale generalnie jestem na tak: powinnam częściej się uśmiechać.
Z kolei Agentka proponuje, bym jednak nie oszczędzała. Oszczędność zubaża przypomina, i nie bez racji. Za każdym razem, gdy wpadnę na pomysł, by poprawić sobie humor kupnem taniego ciucha do wyrzucenia po pierwszym praniu, przypomnę sobie to wezwanie. Tym bardziej, że nie jest to maksyma tak dosłowna, jak można by przypuszczać na pierwszy rzut oka, bo po zastanowieniu widać, że jest protestem przeciw bylejakości w każdej dziedzinie. Agentka wymyśliła jeszcze jedną maksymę: Trzeba mieć gniazdo, by fruwać. To prawda ważna nie tylko przy wychowywaniu dzieci, którym powinno się zapewnić poczucie bezpieczeństwa, by chciały zdobywać świat. Fruwać, tak. Ale mieć dokąd wracać. Dziękuję, Agentko!
Ania zacytowała Adama Asnyka: Szukajcie prawdy jasnego płomienia,  szukajcie nowych, nieodkrytych dróg. Kiedy przymknę oko na górnolotną formę tego wezwania, znajduję w nim dużo racji. Prawda i nowe drogi: tak, tego warto szukać. I w pisaniu, i w życiu. Cyrysia też namawia do poszukiwań, tym razem celu w życiu, Podpowiada nawet, jak to zrobić. Prawdziwy cel naszego życia znajdziemy, mając zamknięte oczy i płonące serce! Rozumiem to w ten sposób, by zdać się raczej na emocje niż racjonalizować. Zgadza się, kiedy przekombinuję, nic mi nie wychodzi. Ale tak całkiem to bym jednak nie zamykała oczu, bo może się zdarzyć, że przegapię coś istotnego. Cyrysia przypomina mi też, że Nieważne skąd pochodzisz. Ważne dokąd zmierzasz. To w dużej mierze prawda, choć trudno jest mi zgodzić się z pierwszą połową tej sentencji. Dla mnie ważne jest, gdzie kto ma korzenie. Stąd ta różnorodność świata, którą tak lubię.
Historyczka Anek7 przytoczyła słowa króla Władysława Jagiełły, który  miał ponoć zwyczaj mawiać: Naprzód się nie wyrywaj, z tyłu nie zostawaj a środka się trzymaj. Zdanko zgrabne i pewnie w okolicznościach grunwaldzkich czy też survivalowych warte zastosowania, natomiast jeśli chodzi o życie codzienne, to ja jednak zawsze pałałam sympatią, do tych, którzy wyrywają się naprzód. Co zrobić.
Agnieszka Gil (witam kolejną koleżankę po piórze!) przypomniała, że Asertywność to po prostu uczciwe stawianie sprawy. Zgadzam się z tym w pełni, choć nieraz o tym zapominam. Prosto, uczciwie, do celu, to ważne życiowe wskazówki.
Sposób, już nie na życie in toto, lecz na bycie lubianą, podsunęła mi Aleksandra. Używaj empatii - otrzymasz wiele sympatii. Empatia to cenna cecha, i pomaga nie tylko w byciu lubianą. Warto się starać, by nawiązywać głębokie kontakty z ludźmi, bo, jak twierdzi anonimowa (anonimowy?) L. Nieważne, ile masz lat, ważne, ilu masz prawdziwych przyjaciół. Nie do końca bym się zgodziła, dla mnie poza liczbą kontaktów istotna jest również ich głębokość. Choć po zastanowieniu przyznaję: jest w tym racja, bo im więcej fajnych ludzi się zna, choćby pobieżnie, tym życie mamy ciekawsze.
Wszędzie dobrze tam, gdzie nas nie ma mawiał pradziadek Przeczytajki, która wyjaśniła mi, że dotyczy to miejsc, stanów emocjonalnych oraz sytuacji życiowej. Tak, to jest mądre. Teraźniejszość. Tu i teraz. Tyle mamy. Wycisnąć to jak najlepiej się da, a nie rozglądać się, czy inni nie mają lepiej. Wszędzie dobrze, gdzie jesteśmy, bo to właśnie my. Bez nas byłoby nam gorzej i w ogóle wstyd – trawestował tę zasadę Maciej Wojtyszko w „Brombie i innych”.
Tożsamością zajęła się również Bella: Bądź sobą, bo tylko wariaci są coś warci. O ile z pierwszą częścią sentencji nie sposób się nie zgodzić, to z drugą jednak bym trochę polemizowała. Nie tylko wariaci, tak uważam.
A jak się uporać z życiowymi problemami? Tu doradza Sardegna, przypominając popularną zasadę Co nas nie zabije, to nas wzmocni. Niby znana, nawet nadużywana, a ciągle aktualna. Druga dewiza Sardegni też dotyczy życiowych niepowodzeń. Nie ma tego złego... co by na dobre nie wyszło. Może i tak, jeszcze testuję to porzekadło.
Kłopoty poślij do diabła, a prośby posyłaj do Boga! – radzi mi Jolinka. Z pierwszą częścią sentencji zgadzam się w pełni. Kłopoty warto rozpamiętywać o tyle, o ile są w stanie nas czegoś nauczyć. Natomiast co do próśb: żeby siły wyższe mogły zadziałać, warto najpierw pomóc sobie samej. W ten nurt wpisuje się złota myśl Elimy (a raczej jej mamy): To, co tobie przeznaczone, na drodze stoi rozkraczone. Z tym przeznaczeniem – dziwna sprawa. Niby coś na nas czeka, ale wolałabym na to nie liczyć, tylko sama po to sięgnąć. Tak jak pisze o tym (za starożytnymi) Dusia: Per aspera ad astra. Przez trudy do gwiazd. Tak, tylko tak. Nie ma co czekać na zmiłowanie opatrzności, należy wziąć się do roboty.  Pokrewna wydaje mi się maksyma Karoliny/Resko: Może się zdarzyć, że urodziłaś się bez skrzydeł, ale najważniejsze, żebyś nie przeszkadzała im wyrosnąć. Cóż, ja jednak nie czekałabym, aż same urosną, tylko trochę je podhodowała. Gimnastyka i właściwa dieta pomogły urosnąć niejednym skrzydłom.
Podobnego problemu dotyczy maksyma Klaudii: Nieważne jakbyś się starał lub nie robił tego w ogóle, miłość dopadnie cię tylko wtedy, kiedy ona sama będzie tego chciała. My nie możemy nic zrobić, na pewno nie przyjdzie na zawołanie, ani się przed nią nie schowamy. To w sumie krzepiące, choć nie do końca się zgodzę. Szczęściu trzeba pomóc i troszkę się postarać. Dotyczy to również szukania miłości.
I jeszcze a propos miłości, a właściwie obecności drugiego człowieka w życiu: Szczęście to nie znaczy mieć coś, tylko kogoś – pisze Zbyszek. Zawsze mam jednak wrażenie, że tej drugiej osoby nigdy się nie udaje do końca „mieć”. Sabina (Shi) ujmuje rzecz bardziej poetycko: Każdy z nas jest aniołem, który ma tylko jedno skrzydło. Jeżeli chcemy wzbić się ponad ziemię, musimy się wziąć w objęcia. Magdalena B. dodaje w podobnym tonie Piękno marzeń będzie jeszcze piękniejsze, gdy znajdziesz kogoś kto będzie w nich razem z Tobą uczestniczyć. Trudno zaprzeczyć. Tylko co mają powiedzieć te wszystkie szczęśliwe single? Wolałabym raczej myśleć o tym w ten sposób: Jeśli umiesz być szczęśliwa sama, będziesz również umieć być szczęśliwa z kimś. Ale to już moja własna złota myśl i nie dostanę za nią nagrody.
Szczególnie bliskie, z racji uprawianego obecnie zawodu, są mi wezwania czytelnicze. Czytaj i pozwól czytać innym, autorstwa Katarzyny Iwanczak to wezwanie wieloznaczne, dowcipne i bardzo a propos. Pani Katarzynie wtóruje Magdalenardo z maksymą Najlepszą książkę pisze samo życie - spraw by była genialna! Mnie by pewnie wystarczyło, żeby była zajmująca i człowiek uznał, że nie zmarnował na nią czasu, ale racja: należy mierzyć wysoko. Sabina shi też pisze o czytaniu: Czytamy książki, by odkryć, kim jesteśmy. To, co inni ludzie (...) robią i myślą, i czują jest bezcennym przewodnikiem w zrozumieniu, kim jesteśmy i kim możemy się stać. Pewnie tak, ale ja wolę, czytając książki, zapominać o tym, kim jestem.  I jeszcze słowo o pisaniu od Kamila Czepiela: Gdy słowa więzną, nawet nie w gardle, lecz jeszcze w zamyśle - pisz! Tylko wieczne będą wolne.
Wiele złotych myśli dotyczy dawania i posiadania. Dawaj innym to samo, co chciałbyś dostać – zaleca Weronika. Cóż, parę razy sparzyłam się na tej zasadzie wybierając prezenty gwiazdkowe. Dusia natomiast radzi: Spróbuj dawać innym to, czego masz najmniej. Zgrabny paradoks,  ale chyba nie do końca go rozumiem. Bardzo natomiast trafia do mnie pouczenie 222shift: Jeśli chcesz mieć w życiu coś, czego jeszcze nie miałeś, musisz zrobić coś czego jeszcze nie zrobiłeś. Wzywa i do odwagi, i do kreatywności, wszystko bardzo mi bliskie. Problem dawania i wdzięczności porusza również Meme, która radzi: Kochaj, a będziesz kochana  oraz Podarowany uśmiech zawsze powraca. Nie przeceniałabym jednak zasady wzajemności.
Im więcej daję, tym więcej otrzymuję zwierza się Natanna. To wspaniała zasada – nie skąpić nikomu niczego, i  to nie tylko dlatego, że liczymy na wzajemność. Pewnie dlatego postanowiłam nagrodzić książkami aż sześć osób. Nagrodziłabym wszystkie, ale boję się, że kiesa wydawnictwa tego nie uniesie. Rozdaję więc sześć książek, nagradzając
Rysię, za Żyj tak, abyś nie miała czasu umrzeć
Agentkę, za Trzeba mieć gniazdo, by fruwać.
Natannę, za Im więcej daję tym więcej otrzymuję
Katarzynę Iwanczak, za Czytaj i pozwól czytać innym
222shift, za Jeśli chcesz mieć w życiu coś, czego jeszcze nie miałeś, musisz zrobić coś czego jeszcze nie zrobiłeś.
Elen, za Spędzaj każdy dzień, jakby miał być Twoim ostatnim, ale jednocześnie tak, żebyś nie żałował, gdy nadejdzie jutro i nie wstydził się za wczoraj.
Te sentencje są mi najbliższe i zamierzam przetestować je w najbliższej przyszłości. Laureatki (laureatów?) proszę o kontakt z Sabinką w celu podania adresu, na który mam wysłać książkę oraz wybór, którą moją powieść chcą otrzymać. Wybieracie między dwoma kryminałami:
„Kobieta bez twarzy” i
„Starsza pani wnika”. Ten drugi to sztuka nówka, pokaże się w księgarniach lada chwila, bo premiera 8 maja.
Jeszcze raz dziękuję uczestniczkom i uczestnikom i kłaniam się nisko Sabince.


 Post w całość napisany przez Anię Fryczkowską :)
Aniu bardzo Ci dziękuję za wszystko :) Miło było Cię gościć :)

niedziela, 25 marca 2012

Abc...Anny Fryczkowskiej

Dzisiejszym moim gościem będzie znakomita pisarka.
 Mam przyjemność oddać ten post w ręce Pani Anny Fryczkowskiej.

Moja siostra Marta (z lewej), ja oraz kokardy, w które na tak zwane okazje lubiła nas stroić mama. Dookoła gadżety PRL-u – miś Wojtuś, Wańka-Wstańka, fotelik bujany, meblościanka.

Gdy tylko nauczyłam się czytać, umyśliłam sobie, że będę pisać równie ciekawe historyjki, jak te, które czytywałam. Dotrzymałam słowa - żyję z tego, co napiszę. Najpierw publikowałam reportaże i wywiady w gazetach, potem zaczęłam pisać scenariusze do seriali (uwielbiam analizować różnice między tym, co wymyślę, a tym, co znalazło się na ekranie), parę lat temu stwierdziłam, że nadszedł czas na pokonanie kolejnego progu.

             Wydałam trzy książki:
„Straszne historie o otyłości i pożądaniu” (2007)
„Trafiona-zatopiona” (2010)
„Kobieta bez twarzy” (2011)

Każdą z nich noszę w sobie, zanim spiszę losy bohaterów. Dojrzewa, obrasta w skojarzenia i znaczenia, emocje i symbole, aż staje się godna, by przelać ją do pliku komputerowego. Kiedy już spiszę historię, długo jeszcze nad nią pracuję: usuwam zbędne słowa i sceny, pogłębiam emocje, podkręcam tempo, dodaję znaczeń. Ta praca czasem trwa miesiącami. Przerywam w momencie, gdy czuję, że ciąg słów zmienił się w coś więcej, że niesie treści na kilku poziomach.

Każda kolejna książka wiąże się nie tylko z radością, ale i obawą: spodoba się? Znajdą to, co tam schowałam? Będą chcieli wejść w świat, który wymyśliłam? Na zdjęciu martwię się, bo nie udało mi się wcisnąć własnej książki na przepełnione półki w moim gabinecie. 


ABC...Anny Fryczkowskiej

Po to zostałam pisarką, by nie pisać o sobie, lecz wymyślać nowe życiorysy, które nigdy mi się nie przydarzą, po stokroć bardziej fascynujące niż autobiografia. Lubię stwarzać ludzi od początku, z charakterem, doświadczeniami, środowiskiem. A potem z rozkoszą rzucam im kłody pod nogi... Czytelnicy czasem się jednak mszczą w imieniu bohaterów: to Sabinkowe ABC nieźle dało mi do myślenia (dzięki, Sabinko!). Oto plony:

Anty... – konflikty są twórcze i ciekawe, chyba że ktoś z dyskutantów uważa, że jest przekaźnikiem jedynej słusznej racji. Wtedy robi się głośno i męcząco.

Bezsilność – najgorsza chyba męka.

Charakter – co chwila mi ktoś tłumaczy, że zależy od daty urodzenia (horoskopy). Cóż, życie byłoby zbyt proste, gdybyśmy do wszystkich spotkanych osób mieli jedynie dwanaście instrukcji obsługi. Obawiam się jednak, że jest tych instrukcji trochę więcej. Mniej więcej siedem miliardów.

Debiut wspominam... zdarza się. „Straszne historie o otyłości i pożądaniu” opowiadały o dwóch kobietach, które mają problem ze swoimi ciałami. Pewien znany pisarz powiedział mi po publikacji, że napisałam dobrą książkę o nieważnych sprawach. Nie zgadzam się: kultura wpędziła kobiety w takie piekło trudności z samoakceptacją dotyczącą wyglądu, że trudno nam się z tego wyplątać. Dla wielu kobiet walka o niezły wygląd staje się głównym zajęciem w wolnym czasie, głównym zmartwieniem, naczelnym wyrzutem sumienia, w tej trosce o ciało nie ma już czasu na troskę o duszę. To jest nieważne?

Erotyka – mam nadzieję, że dotyczyć mnie będzie do późnej starości.

Filmy – odkąd kupiliśmy rzutnik multimedialny, najchętniej oglądam je w łóżku. W kinie śmierdzi popcornem, a kiedy wszyscy dookoła chrupią, siorbią i mlaszczą, percepcja mi szwankuje. A kin studyjnych w Warszawie coraz mniej...

Gustuję... w niskich mężczyznach, wesołych kobietach oraz w opasłych książkach. Lubię, kiedy wszyscy wymienieni opowiadają dobrze spointowane historie.

Humor – najbardziej seksowna część ciała.

Italia – odkąd byłam tam po raz pierwszy, bardzo się zmieniła, przybyło turystów, gdzie się kiedyś chodziło, teraz trzeba się tłoczyć. Na szczęście w Urbino, we Florencji, w Borgo San Lorenzo nadal czeka Piero della Francesca ze swoimi tajemniczymi obrazami.

Jutro... – fajne słowo, symbolizuje nowe możliwości.

Kryminały – między innymi one wypychają mi bibliotekę. Znowu zadzwoniłam do stolarza z zamówieniem na nowy regał na książki. Kiedy go postawi, w gabinecie zostanie mi tylko jedna wolna ściana.

Lubię... mieć dużo czasu.

Łzy – płyną mi na kreskówkach dla dzieci, zwłaszcza wtedy, gdy bohater wygłasza podniosłe dytyramby. Samą mnie to niesmaczy.

Mój wolny dzień... – staram się, żeby codziennie mieć trochę wolnego. Życie lepiej smakuje, gdy mam czas zatrzymać się, pogadać, pogapić w okno.

 Wakacje na wsi, jakieś kilkanaście lat temu. Nie przerąbałam wtedy ani jednego polana, ale co się pośmiałam, to moje.

Notorycznie... – podsłuchuję rozmowy w autobusach, pociągach, kawiarniach.

Opowiadania – bardzo trudna forma, gdzie każde słowo waży tyle, że należy ostrożnie nim się posługiwać. Ostatnio odkryłam Alice Munro: ona umie bezbłędnie odważać słowa.

Przyjaźń – podstawa.

Rodzina – trójka osób, z którymi lubię przebywać. Co za szczęście.

Serce – pobolewa mnie na widok książek wydanych bez redakcji i korekty.

Tajemnice – w procesie wychowania i socjalizacji sekretami udanego żywota dzieliło się ze mną wiele osób. W miarę upływu lat owe tajemnice podlegały weryfikacji, dezaktualizowały się, potem pojawiały się nowe. Obecnie trzymam się kilku: Myj ręce przed jedzeniem, Uprawiaj sport przynajmniej dwa razy w tygodniu, Kochaj bliźniego swego jak siebie samego, a co z tego wynika: Dotrzymuj terminów oraz Nie napinaj się, wtedy ci lepiej wychodzi. Na razie działają, ale czekam na nowe propozycje.

Ulubiony kolor – szare polskie niebo. Ulubiony z konieczności, bo nie ma przed nim ucieczki przez trzy czwarte roku. Ale co za miły kontrast, gdy czasem pokaże się lazur.

Zwierzyniec – mam w domu zdecydowanie zbyt pokaźny. Trzy charaktery, trzy rodzaje futra pod dłonią, trzy rodzaje ciepła na kolanach, trzy rodzaje sierści zdejmowanej ukradkiem z oficjalnych ubrań. Dwa koty i pies.

Pies Pulpet i kot Czarek. Kotka Bródka gdzieś zwiała.

 Plany, plany, plany...

W maju ukaże się moja kolejna powieść kryminalna pod tytułem „Starsza pani wnika”. Będzie w niej i trup, i śledztwo, i agencja detektywistyczna, i wyraziści bohaterowie. W rolach drugoplanowych: szara taśma klejąca, odmładzający kwas hialuronowy, kijki do nordic walkingu, beret z antenką.

~~~~~~~~~ K O N K U R S ~~~~~~~~~

Bardzo jestem ciekawa, jakimi sekretami udanego żywota podzielą się ze mną czytelniczki i czytelnicy. Proszę o jednozdaniowe, zgrabne pouczenia. Kto napisze najmniej oczywiste, ale słuszne hasło do natychmiastowego zastosowania, wygra jedną z moich powieści. Do wyboru: kryminał wiejski „Kobieta bez twarzy” lub kryminał miejski „Starsza pani wnika”. Hasła proszę wpisywać w komentarzach. 
Termin – do 1 maja. 
Wyniki ukażą się w ciągu kilku dni.
Będzie mi miło jeśli wspomnicie o konkursie na własnych blogach.
~~~~~~~~~~~~~~
Serdecznie dziękuję Pani Annie za udział w ABC, za zorganizowanie konkursu, ale przede wszystkim za miły kontakt podczas układania wszystkiego w całość.
Czytelnikom bloga za to, że nadal są...
Dziękuję.

Zdjęcia pochodzą z prywatnego zbioru Autorki. 

poniedziałek, 11 lipca 2011

Z pozoru spokojna wieś...

RECENZJA BIERZE UDZIAŁ W KONKURSIE ZORGANIZOWANYM PRZEZ SERWIS ZBRODNIA W BIBLIOTECE

Po tragicznej śmierci męża Hanna Cudny rzuca wszystko i wraz z dwójką dzieci ucieka na wieś. Ma tu uczyć angielskiego, uprawiać ogród i być szczęśliwa. Wiejska sielanka to jednak tylko pozory: córka Hanny znajduje w okolicznych lasach zwłoki, nastoletni syn zaczyna się dziwnie zachowywać, a rodzice jednego z uczniów znikają bez śladu. Odkrywając kolejne elementy tej przerażającej układanki, Hanna trafia na pokłady zła w ludziach, którym ufała.
Kryminalna opowieść o zdeterminowanej kobiecie, która walczy o przywrócenie porządku w otaczającym ją kawałku wszechświata.



Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Wydano: 2011
stron :416


Z Panią Anną Fryczkowską nigdy nie miałam styczności, oczywiście mam na myśli jej twórczość. Choć autorka napisała inne powieści, nigdy nie miałam okazji ich poznać, teraz wiem, że koniecznie muszę to zmienić i jak najszybciej nadrobić.
"Kobieta bez twarzy" to dość specyficzna powieść. Ba, odważyłabym się ją nazwać nietypową, choć katalogowana  jest głównie jako kryminał, osobiście dodałabym jeszcze stwierdzenie, że zdecydowanie należy do grupy powieści obyczajowych i psychologicznych. Wątek obyczajowy uciszał czytelnika, oswajał i  uspakajał, by za chwilę autorka swym wątkiem kryminalno - psychologicznym zadziałała na nasz układ nerwowy, a  adrenalina uzyskała swoje maksimum. Tak o to takimi wahaniami nastrojów i zachowań Fryczkowska przeprowadza nas przez swoją powieść. Genialną powieść...


Hanna Cudny z dnia na dzień zostaje wdową z dwójką małoletnich dzieci. Mąż postanowił skrócić sobie życie. Warszawa nagle staje się zbyt głośna, zbyt denerwująca, a depresja zbyt uciążliwa. Pakuje dzieci i wyjeżdża na wieś, w której spędziła miłe i niezapomniane chwile własnego dzieciństwa. Dostaje pracę w szkole jako anglistka, dzieci zmieniają otoczenie, lecz nie czują się tu komfortowo. Jednak co się nie robi dla mamy, która wydaje się być tu szczęśliwa i uśmiechnięta???? Skąd Hania miała wiedzieć, że z pozoru miła i spokojna wieś, gdzie wszyscy się znają okaże się być pełna tajemnic i makabrycznych niespodzianek???
Sąsiedzi okazali się być przyjaźni, ale też nieufni i inni niż myślała....
" Trafiła na pokłady zła w ludziach, którym ufała"
Świątkowice, z pozoru cicha i spokojna wieś, otoczona stawami i lasami, jednak i w takim uroczym miejscu zdarzają się ...morderstwa. 
Michalinka zwana też Miśką wracając ze szkoły przypadkiem trafia w okolice stawu, tam odnajduję topielicę, która okazuje się być Ukrainką. Misia dość szybko radzi sobie z zaistniałą sytuacją i próbuje o tym zapomnieć. Jest większym oparciem dla mamy, niż matka dla niej. Choć jest małą dziewczynką, jak na swój wiek jest bardzo inteligentna, dojrzała i spostrzegawcza.
Maks, nie potrafi odnaleźć się w nowej szkole. Właśnie przechodzi okres buntu i dojrzewania. Najchętniej spędza czas sam w towarzystwie ...laptopa.
Trafia w złe towarzystwo, podczas nocnej wyprawy odkrywa wraz z kolegami i koleżankami ciało drugiej, zaginionej Ukrainki. 
Hanna dowiaduje się o zaginięciu swojej koleżanki i jej męża, odkrywa też powiązanie zaginionych z zamordowanymi Ukrainkami. Próbuje wszystkie elementy zebrać w całość i dowiedzieć się kim są ludzie, którzy przyczynili się do śmierci kobiet oraz zaginięcia Maliwów. Zdecydowanie zbyt wiele odkrywa i wie...
" Wieś natomiast miała być pełna pogodnych myśli i nadziei dzieciństwa, mojego, Maksa i Miśki. Tu miał być azyl, gdzie otacza nas przyroda i dobrzy ludzie, a omija wszelakie zło. Tu miał być raj. Tymczasem trafiliśmy do przedsionka piekła, gdzie co krok znajdowano martwe Ukrainki, gdzie gwałcono ukraińskie dzieci, gdzie znikali rodzice moich uczniów, a oni sami wpadali w stupor"
Hanna Cudny robiła wszystko, by prawda wyszła na jaw. policja okazała się być mało przydatna, dlatego wzięła śledztwo w swoje ręce...
"Nie mogłam tego tak zostawić. Jeśli tutaj nie ma raju, to ja go przywrócę. Nie dam się wszechogarniającej czerni, która próbowała zagarnąć Świątkowice"


Anna Fryczkowska wykonała kawał świetnej roboty, albo jak kto woli napisała rewelacyjną powieść. Dawno nie czytałam tak dobrego kryminału, który jest idealnie wyważony. Autorka rewelacyjnie posługuje się emocjami, które wymusza na czytelniku, jednak nie robi tego od razu, świetnie nimi dawkuje!!!
Pani Anna przedstawia w swojej książce  piękno Podlasia, wspaniałe okolice, przyjaznych i uczynnych sąsiadów, nie brakuje też adoratorów i wątku romansowego. Z czasem jednak każdy staje się podejrzanym, nie wiadomo komu można  zaufać,  kto jest przyjacielem, a kto wrogiem. Anna Fryczkowska zręcznie ukazuje obraz powiązań i znajomości, a także policji, która zazwyczaj jest bezradna lub skorumpowana. Jednak mnie najbardziej poruszył wątek pedofilii, zdecydowanie jest to problem na czasie, a który wywołał u mnie największe emocje.
Z pewnością " Kobiety bez twarzy" nie można nazwać kryminałem, który jest przewidywalny!!! Miała to być spokojna wieś, a okazała się wsią otuloną wielką tajemnicą i owianą strachem. 


"Kobieta bez twarzy" Anny Fryczkowskiej jest godna polecenia. Uważam, że zaspokoi nie jedną osobę, która zaczytuje się w kryminałach, thrillerach czy też horrorach, z pewnością się nie zawiodą. Osobiście nie sięgam zbyt często po tego typu literaturą, jednak absolutnie nie żałuję nawet minuty, którą poświęciłam na tę powieść. Zdecydowanie jest tego warta! Polecam z całego serca.